niedziela, 22 stycznia 2017

Najsmutniejszy Dzień Babci

Zawsze myślimy, że zdążymy, że mamy jeszcze czas na telefon, na odwiedziny, na złożenie życzeń.
Wczoraj w Dniu Babci moja córka oznajmiła, że jedzie do dziadków swojego męża złożyć życzenia z okazji Ich święta. To bardzo dobrzy ludzie więc szybko stali się rodziną dla mojej córki.
- A może lepiej w niedzielę? - spytałam. Wiedziałam, że są zmęczeni po całym tygodniu pracy.
- Pojedziemy dziś!-uparła się.
Pojechali i bardzo długo nie wracali. A gdy wrócili Nina z przejęciem zaczęła opowiadać, że Babcia bardzo się ucieszyła, ale z trudem rozmawiała i ciężko oddychała. Moja córka pomyślała, że trzeba wezwać karetkę. Jest ratownikiem medycznym, więc nie potrafiła zlekceważyć takich objawów. Po zachowaniu lekarza  zorientowała się, że stan jest poważny, ale jeszcze wtedy nie myślała, nie przypuszczała, że... Przecież takie rzeczy nie przytrafiają się bliskim, no a Babcia była w rękach specjalistów. Na dodatek rodzice zięcia pojechali za karetką do szpitala, by być przy Babci. Wszystko miało się dobrze skończyć.
Ale za pół godziny dowiedzieliśmy się, że Babcia odeszła. Nie zdążyła nawet dojechać do szpitala, a przecież jeszcze zanim Ją zabrali do karetki prosiła, by wszyscy poczęstowali się sernikiem, który upiekła dzień wcześniej.
Moja córka przepłakała całą noc, a ja wciąż mam mam przed oczami Babcię siedzącą przy moim stole.

Dlaczego o tym piszę? Bo gdyby Nina mnie posłuchała, gdyby odłożyła tę wizytę do dziś-niby tylko jeden dzień, a już nie mogłaby złożyć tych życzeń Babci. Tych ostatnich życzeń. Nie miałaby szansy przytulić Jej ostatni raz.
Więc jeśli macie jeszcze komu, to nie odkładajcie ciągle tego na później.
Babcie odchodzą tak szybko.
Odchodzą nawet w swoje święto.

 


piątek, 13 stycznia 2017

O sms-ie i czymś więcej

Bywa, że przez długi czas nie mamy kontaktu, ale zawsze myślę o Niej bardzo ciepło. Obydwie pochodziłyśmy z innych miast więc po studiach widziałyśmy się tylko kilka razy. Ale to nie ma żadnego znaczenia, bo i tak jest mi bliska.
Dlaczego?
Dlatego, że jest dobrym człowiekiem. Doskonale pamiętam jak się zachowywała w czasie studiów. Gdy tylko mnie nie było na wykładach, to notatki miałam skserowane bez proszenia i przypominania. Nigdy nie było między nami jakiejś głupiej rywalizacji. Jedna chciała dla drugiej jak najlepiej.
I teraz,  po tylu latach, gdy do Niej dzwonię nic się nie zmieniło. I wiem też, że gdybym czegoś potrzebowała, to zawsze będzie tak, jak z tymi notatkami w czasie szkoły.
Choć mieszkałyśmy zawsze daleko od siebie, a po mojej przeprowadzce to "daleko" znacznie się powiększyło, to jakoś dziwnym zbiegiem okoliczności Jej życie i moje przebiegało podobnie. Obydwie urodziłyśmy dwie córki i obydwie borykałyśmy się z  podobnymi przeciwnościami losu.
Ostatnio napisała mi takiego sms-a:
Masz teraz życie poukładane, wspaniałą kochającą rodzinę i ciepły przytulny dom. Ja przy Tobie nie mam nic. Czasu dla dzieci, czasu na posprzątanie domu...Tylko praca, praca i nic ponadto.
I gdybym Jej wcale nie znała, to uwierzyłabym w to, co sama o sobie myśli. Ale ja dobrze wiem, że jest zupełnie inaczej. Bo choćby padała ze zmęczenia, to zawsze znajdzie czas dla swoich pięknych córek, dom ma może faktycznie czasem niewysprzątany na błysk (tak jak i u mnie- przecież nie robię zdjęć na bloga, gdy mam bałagan:)), ale za to pełen Jej miłości do dzieci i stabilny finansowo, bo sama założyła firmę, sama nią kieruje i daje pracę innym.
Ona w tym codziennym maratonie nie zauważa, jak dużo osiągnęła dlatego, że wciąż się stara dla córek, dla firmy, dla ludzi, którzy Ją otaczają.
I dla mnie to właśnie Ona jest jest przykładem prawdziwej siły kobiety. Siły, która pozwala na jednoczesne bycie matką, gospodynią, szefową... Siły, która każdego dnia pcha Ją do przodu i mimo przeciwności losu (a dobrze wiem, że spotykała je często na swojej drodze) jest tam gdzie jest. A że te przeciwności losu trafiały nas podobne, to jeszcze bardziej szanuję Jej determinację i siłę, bo wiem doskonale jak musiało być Jej czasem ciężko.

W czasie mojego życia spotykałam  różnych ludzi.  Większość pojawiała się na chwilę, a tylko nieliczne wyjątki pozostają gdzieś obok nas przez długie lata. I Ona jest właśnie takim wyjątkiem.
Choć daleko i czasem długo, długo bez odzewu, to wiem, że tam jest i pamięta.
Tak jak ja zawsze pamiętam.


piątek, 6 stycznia 2017

Bez postanowień

Minęło kilka dni 2017 roku, a ja wciąż  nie mogę uwierzyć, że to już. Wydaje mi się, że tak niedawno świętowaliśmy w Sylwestra 2000 roku, a tu tyle lat przeleciało. Były lata łatwiejsze i takie o których najlepiej zapomnieć. Ale w zasadzie nie chcę zapominać, bo jak tak sobie  pogrzebię w pamięci, to znajduję całkiem dużo dobrych chwil nawet w trudniejszych latach.
Nigdy nie robiłam podsumowań noworocznych, nigdy też nadchodzący rok nie potrafił mnie skłonić do robienia planów i spisywania postanowień na nadchodzący rok. Życie z notesem jest mi obce. Zawsze robię to, co mi pierwsze wpadnie w ręce.
Ale czasem to, co wpada w ręce odkładam na rzecz czegoś, co mniej ważne na pierwszy rzut oka.
Po latach nauczyłam się, że są  momenty w których trzeba odpuścić. Niby to takie oczywiste, ale chyba każdy z nas ma do siebie żal, że przeoczył jakieś ważne chwile w swoim życiu goniąc za czymś, co z perspektywy czasu nie jest  aż takie ważne.
Ile razy włączyliśmy bajkę dziecku tylko po to,  by jeszcze raz pościerać kurze?
Dzieci rosną, albo już urosły i czego nam bardziej teraz żal? To ścieranie kurzu już nie ma żadnego znaczenia, a  przeoczonego "bycia razem" zawsze będzie szkoda.
Szkoda słońca, które świeciło wtedy, gdy my ubzdurałyśmy sobie właśnie porządki w szafie. Szkoda radości dzieci, której nie było, gdy nie poszliśmy z nimi nad rzekę w tamten upalny dzień, tylko malowaliśmy ściany, bo nam się kolor znudził.
Szkoda tego jesiennego zapachu liści i ich szelestu pod nogami, gdy zamiast na spacer do parku polecieliśmy na zakupy.
Każdy ma to coś, co mu umknęło bezpowrotnie. I nie chodzi tu tylko o czas  spędzony z dziećmi, ale też o to, co przeoczyliśmy dla siebie.
Przez długie lata uczyłam się tego, co wydaje się oczywiste. Ale sami wiecie, że nie jest łatwo nagle wyskoczyć z takiej karuzeli obowiązków i wyłączyć się całkowicie z myślenia o tym, co powinniśmy zrobić.
Dlatego nie zamierzam robić listy w której spiszę, co powinnam zrobić w 2017 roku. Rzeczy do zrobienia same jakoś wpadają w ręce i same nas atakują:)
Gdybym używała notesu, to na każdej kartce zapisałabym tylko jedno zdanie, takie przypomnienie: BYĆ BARDZIEJ Z TYMI, NA KTÓRYCH MI ZALEŻY.
Tak sobie myślę, że gdzieś na końcu naszej drogi tylko to będzie miało znaczenie.

 
  
 
 
 
 

poniedziałek, 2 stycznia 2017

2017

   
Przez ten cały świąeczno-szpitalny galimatias nie miałam czasu, żeby Wam podziękować za życzenia świąteczne i te powrotu do zdrowia dla Krzyska, ale zapewniam Was, że mimo zamieszania zaglądałam tu od czasu do czasu i za każdym razem, kiedy widziałam nowy komentarz z życzliwymi słowami, robiło mi się cieplej na sercu, a tego w te święta trzeba mi było bardzo. 
Dziękuję Wam z całego serca za to, że tu zaglądacie i wspieracie nas w trudnych chwilach. 
Wasze życzenia miały chyba sprawczą moc, bo Krzysiek najprawdopodobniej jutro wróci wreszcie do domu. Niestety karetką i z zaleceniem "leżenia plackiem" jeszcze przez kilka tygodni, ale wszystko jest na dobrej drodze i najważniejsze, że znów wszyscy będziemy razem:)

Nie będę robić podsumowania 2016 roku i listy postanowień na nowy rok.
Powiem tylko, że miniony rok mimo wszystko nie był dla nas najgorszy. Jakieś przeciwności losu czasem nas dotykały, ale nie były to na szczęście bardzo poważne sprawy. Jesteśmy wszyscy razem i w tym naszym " miejscu na Ziemi" żyje nam się całkiem dobrze:)

Czego pragnę na rok 2017?
Zdrowia i pokoju na świecie, a z resztą sobie jakoś sama lub przy pomocy moich bliskich poradzę:)

Jeszcze raz dziękuję za to, że tu jesteście i życzę Wam wszystkiego co najlepsze:)

Na koniec kilka świątecznych pstryków. Wiem, że spóźnione, ale mam nadzieję, że  mi wybaczycie:)













Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.