Jest pewien rodzaj strachu, który potrafi zrobić z mózgiem tak, że człowiek nagle nie wie do czego służą przedmioty, których używał od dawna.
Prawie 14 lat temu pewna kobieta spodziewała się drugiego dziecka. Miała już jedną córkę, którą urodziła 10 lat wcześniej. Dziesięć lat, to wystarczająco długo, by znowu wejść w etap zaglądania do cudzych wózków i wąchania obcych niemowlaków.
Ciąża przebiegała książkowo, a ona miała zaufanego lekarza prowadzącego więc czuła się dość pewnie.
Na rodzeństwo czekała córeczka kobiety, bo dawno znudziło jej się bycie jedynaczką i o niczym tak nie marzyła, jak o siostrzyczce. No ostatecznie mógł być brat, ale to tak z " braku laku...".
Dziewczynka miała psa i chomika, bo rodzice nie chcieli, żeby była zupełnie samotna, ale żadne zwierzątko nie jest w stanie zastąpić rodzeństwa.
Powiem Wam jeszcze, że któregoś dnia, kilka miesięcy wcześniej, chomik, którym opiekowała się dziewczyna, nagle przeniósł się na tamten świat. Rozpacz była straszna, łez kapało mnóstwo. Tego dnia mama dziewczynki czuła się inaczej niż zwykle i postanowiła zrobić test ciążowy, na którym pokazały się dwie różowe kreseczki.
Córeczka płakała, a mama w tej bezsilności nad rozpaczą swojego dziecka powiedziała, że owszem chomika nie ma, ale za jakiś czas pojawi się rodzeństwo.
Wiedziała, że mówi to za wcześnie, ale bardzo chciała, żeby jej córeczka też mogła się cieszyć.
Od tamtej pory czekały razem, wybierały wózek, ubranka. Razem oglądały rosnący brzuch i któregoś dnia zobaczyły jak mały gość rusza nóżkami.
Gdy przyszedł czas, w ciepłą lipcową sobotę maleństwo zostało wyjęte z brzucha. Piszę wyjęte, bo akcja porodowa nie chciała się rozwinąć i poród zakończył się cięciem.
Radość była ogromna, urodziła się śliczna dziewczynka i na dodatek zdrowa.
Matka obolała po cesarce, uśmiechała się do personelu i bliskich, bo był to drugi, najszczęśliwszy dzień w jej życiu.
Rano przyszła starsza siostra i wszyscy patrzyli jak Mała i Duża pierwszy raz wzięły się za ręce. Oczywiście w domyśle: Mała ścisnęła palec Dużej.
Potem wpadła pielęgniarka i zabrała maluszka na rutynowe zabiegi: kąpiel, badanie itp.
Wtedy jeszcze nikt nie przypuszczał, że już za moment zacznie się wielki wyścig, którego wygraną będzie życie.
Matka odpoczywała po zabiegu i spokojnie czekała , aż położna przyniesie jej córeczkę.
W pewnej chwili zorientowała się, że coś się dzieje. Na oddziale powstało wielkie zamieszanie. Pielęgniarki dzwoniły, lekarz krzyczał, a matka podłączona do kroplówek umierała ze strachu, ale jeszcze wtedy miała nadzieję, że to wszystko nie dotyczy jej dziecka.
W końcu przyszedł lekarz, wziął kobietę za rękę i powiedział, że trzeba dziewczynkę ochrzcić, bo jej stan jest bardzo zły.
Dziecko miało krwotok wewnętrzny, a oddział w szpitalu rejonowym nie był odpowiednio wyposażony, by udzielić specjalistycznej pomocy.
Matka wzięła telefon do reki, patrzyła na klawiaturę, ale z tego wielkiego lęku o własne dziecko nie potrafiła wybrać numeru do najbliższych. Nie potrafiła wykonać czynności, którą robiła wcześniej tysiące razy.
Lekarz wezwał karetkę ze szpitala okręgowego, ale karetki nie było. Krwi tez nie było, a dziecko słabło.
Ordynator i młoda lekarka robili co mogli, żeby uratować dziewczynkę.
W końcu, to chyba była wieczność, przyjechała karetka z inkubatorem i maluszek został zabrany do szpitala wojewódzkiego.
Matka pomyślała sobie wtedy, że gdyby tak się stało, że... to nie będzie pamiętać twarzy własnego dziecka, bo przecież tak krótko je widziała.
Ale minęło prawie 14 lat i pamięta dokładnie tę małą buźkę, owiniętą w szpitalny kocyk.
Pomyślała sobie też, że gdyby tak.... to jej Matka, która dwa lata wcześniej odeszła zaopiekuje się przecież tym maleństwem.
Kobieta leżała sama całą noc i nie wiedziała nic. Nie miała odwagi myśleć, nie miała odwagi marzyć o tym, o czym marzą szczęśliwe matki po porodzie: o powrocie do domu, o zapełnionym łóżeczku, o pierwszej kąpieli w towarzystwie starszego rodzeństwa.
Trzymała telefon w ręce i czekała.
Czasem noc może być bardzo krótka, ale tamta była najdłuższą nocą, jaką kobieta przeżyła.
Nie będę Was trzymać w niepewności, i zdradzę, że rano stan dziecka był już lepszy, a krwotok zatrzymano.
Za rok, kiedy matka była w przychodni z maluszkiem na jakimś szczepieniu, młoda lekarka, która ratowała dziewczynkę tamtego dnia, podeszła na korytarzu, pochyliła się nad nią i powiedziała: "Mała strasznie fajnie cię widzieć w takim stanie. To był najgorszy dyżur w moim życiu".
Tamta dziewczynka, a raczej już nastolatka, ma teraz prawie 14 lat, uczy się bardzo dobrze i uwielbia sport. Najbardziej kocha piłkę nożną. W jej pokoju wiszą plakaty piłkarzy, a na podwórku musiała stanąć obowiązkowo bramka. A gdy pytamy co jej kupić w prezencie od powiada: buty do nogi (kolejne, bo właśnie chciałaby jakieś nowsze), albo piłkę, bo takiej jeszcze nie ma.
Oczywiście, że takich historii jest mnóstwo. Tysiące matek przeżywa jeszcze trudniejsze chwile.
Ale właśnie ta matka, od 14 lat już wie , że nic w życiu nie jest oczywiste, że życie jest bardzo kruche i, że najważniejsze są te małe szczęścia, takie zupełnie zwykłe i codzienne.
Te małe szczęścia składają się jak puzzle i tworzą obraz naszego życia.
I jestem pewna, że prawie każdy z Was miał taki moment w życiu, że wszystko od tamtej pory nabrało zupełnie innego znaczenia.