Taki obrazek: dom rodzinny, mama przy kuchni, ja przy oknie, a za oknem drzewa jeszcze wtedy.
Teraz tam stoi dom.
Wtedy na tych drzewach pełno ptaków: gile, sikorki, sroki, wróble, dzięcioły z czerwonymi czapeczkami...
Teraz ptaków już nie ma.
Zimą w kuchni ciepło, na kuchni zawsze obiad i zawsze spokój w domu.
Rodzice nigdy się nie kłócili i szanowali się do końca swoich dni.
Maiłam dzieciństwo bez klucza na szyi, z matką która czeka na dzieci, a nie dziećmi czekającymi, aż matka wróci z pracy.
Czekałam na Tatę, bo powrót Taty z pracy to było wydarzenie.
Wszystko trzeba Mu było opowiedzieć poklei. A przecież od rana tyle ważnych rzeczy się stało: a to kubek potłuczony, a to stopnie w szkole, a to siostra powiedziała, że...
Po powrocie z pracy Tata był dla nas. Miał zawsze cierpliwość i siłę.
A moje dzieci?
Miały, mają dom zupełnie inny.
Gdy moja córka skończyła 7 miesięcy wróciłam do pracy.
W domu opiekunki: jedna, druga, potem przedszkole szkoła i klucz na szyi.
Wszystko szybciej, wszystko inaczej.
Młodsza nadal ciągle pyta, kiedy wrócę z pracy.
Zastanawiam się ile mi umknęło z ich dzieciństwa?
Ile pierwszych słów wypowiedziały przy kimś innym?
Ile nowych rzeczy odkryły nie na moich oczach ?
Ile razy ich brudne buzie wycierały obce ręce?
Ile babek z pisaku stawiały dla kogoś innego?
Przeleciało, a czasu nie cofnę.
Nie da się cofnąć czasu ale można próbować wykorzystać ten który mamy.
OdpowiedzUsuńNa mnie też syn często czeka na mój powrót. Ale jak wracam mamy czas dla tylko dla siebie :)
Masz racje, ale trochę żal, że nie wiadomo kiedy urosły.
Usuń