Każdy chyba tak ma, że wraca myślami do lat dzieciństwa i młodości.
Przypominamy sobie różne rzeczy, te przyjemne i te, o których nie bardzo chcemy myśleć, a jednak pamięć uparcie nam je przechowuje gdzieś w zakamarkach naszej głowy.
Dzieciństwo, młodość, czasy zupełnie inne, a czy lepsze, czy gorsze nie umiem powiedzieć.
Pamiętam zimę tak śnieżną, że na boisku szkolnym kopaliśmy tunele w ogromnych zaspach.
Nikt z nas nie miał odzieży nieprzemakalnej z membranami i innymi ulepszaczami.
Buty i wełniane rękawiczki suszyliśmy na piecu, a mało kto był szczęśliwym właścicielem drugiej pary na zmianę. Mimo srogich zim, mimo braku porządnych ubrań goniliśmy po podwórkach tak, że rodzice nie mogli nas przywołać do domów.
Czasem przypomina mi się, jak z koleżanką odprowadzałyśmy się po spotkaniach. Tam i z powrotem, tam i z powrotem i.... tak w kółko.
A moja Mama wyglądała za mną przez okno, bo bała się, że coś mi się stało. Przecież dawniej nie było komórek.
Wtedy tego zupełni nie pojmowałam. Taki lęk poczułam i zrozumiałam dopiero wtedy, gdy moje córki zaczęły dorastać.
A my z koleżanką, w czasie tych odprowadzań, układałyśmy nasze życie, naiwnie wierząc, że wszystko w naszych rękach. Wiedziałyśmy ile dzieci mieć będziemy, jakie studia skończymy i jakich mężów wybierzemy.
No i koniecznie miałyśmy żyć długo i szczęśliwie.
A ona już przecież nie żyje tyle lat.
Którejś niedzieli, gdy moi rodzice poszli na sumę, postanowiłam podmienić fotele z dużego pokoju, bo mi się lepiej podobały i wstawić je do mojego, a te z mojego wstawić do dużego, na miejsce tamtych.
Nie wiem jakim cudem namówiłam siostrę na tę kradzież.
Taszczyłyśmy fotele po schodach, a ona powtarzała, że to na moją odpowiedzialność.
I nie mam pojęcia też, jakim cudem rodzice mi tych foteli nie kazali odstawić na miejsce. Stoją tak do tej pory w moim pokoju, w którym już nikt nie mieszka, a raczej w domu w którym nikt nie mieszka.
A raz biegłyśmy z siostrą po chodniku przed domem. Teraz ułożyli tam równiutką kostkę, ale wtedy płyty chodnikowe były pozapadane i tworzyły pułapki na takie rozpędzone dzieciaki jak my.
No i tak leciałyśmy obydwie co sił w nogach, w letnich, jednakowych sukienkach uszytych przez Mamę, trzymając się mocno za ręce.
Potknęła się jedna, gruchnęłyśmy obydwie i cztery kolana zdarte do krwi.
Za chwilę siedziałyśmy na taboretach, trzymając nogi w blaszanej miednicy, krew się lała, a Mama próbowała nam to odkazić wodą utlenioną. Nie muszę dodawać, że darłyśmy się w niebogłosy.
A jak ja marzyłam o tym, żeby móc pojeździć na łyżwach, ale wtedy łyżew prawie nikt nie miał. I w którejś klasie podstawówki, ostatniego dnia szkoły przed feriami, wracam do domu, a tam leżą wypożyczone łyżwy dla mnie i dla siostry na calutkie ferie.
Radość była ogromna.
I jeździłyśmy, na malutkim skrawku lodu wylanym przez Panią Gienię w pobliskim Ogródku Jordanowskim. Pani Gienia przynosiła wodę w wiaderkach i wylewała na beton, żeby dzieciaki mogły jeździć.
Dzięki Pani Gieni i srogim zimom lodowisko, jak na nasze wymagania było całkiem znośne.
No i mój pierwszy dzień w zerówce.
Mama mnie prowadziła do szkoły, na sobie miałam nową spódniczkę, uszytą przez Nią z takim przodzikiem, bo wtedy były modne, z szeleczkami, i kieszoneczką.
Całą drogę powtarzałam, że chce tam zostać i bawić się z dziećmi.
Mama mnie zostawiła, a ja rozejrzałam się dookoła i nie wiem już, co mi się wtedy nie spodobało, ale postanowiłam dłużej nie marnować czasu na edukację i korzystając z nieuwagi Pani wyszłam sobie ze szkoły i pobiegłam do babci, która mieszkała na tej samej ulicy.
I tak, zwagarowałam pierwszego dnia zerówki.
Higienistka szkolna po tym fakcie stwierdziła, że ja na sto procent żadnej podstawówki nie ukończę.
No i na złość tej pani szkołę polubiłam dość szybko i skończyłam podstawówkę, ogólniak i politechnikę.
I naprawdę nie wiem, co by było, gdyby tak we mnie wtedy kategorycznie nie zwątpiła, bo bez tej negatywnej motywacji mogło być różnie:).
Uwielbiam czytać historię innych. Anonimowe wyznania czy Wyznajemy to strony które często odwiedzam .
OdpowiedzUsuńDziękuję, że tu zajrzałaś. Pozdrawiam serdecznie:)
UsuńBardzo lubię powracać wspomnieniami do dawnych lat. Lat dzieciństwa, które ukształtowały nasze postrzeganie świata, podejście do życia oraz nasz charakter. Czasami nie zdajemy sobie sprawy jak niby zwyczajne sytuacje z dzieciństwa mogły wpłynąć na nasze obecne życie. Ach dobrze, że wtedy ta higienistka w Ciebie zwątpiła :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak naprawdę i bez jej zwątpienia polubiłabym szkołę, ale faktem jest, że to sobie zapamiętałam i jakoś to we mnie tkwiło. Pozdrawiam serdecznie:)
UsuńA ponoć tylko pozytywne wzmocnienie daje dobry efekt, jak widać, wszystko jest indywidualną sprawą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.:)
Chyba najlepsza jest mieszanka, trochę pozytywnych i trochę negatywnych wzmocnień:)Pozdrawiam:)
UsuńCzytam Twoje posty jak dobra książkę:)) uwielbiam i pisz tak dalej:)))buziole
OdpowiedzUsuńDzięli wielkie i ściskam cieplutko:)
UsuńPięknie to napisałaś :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na:
Serdecznie dziękuję:)
UsuńZ tego tekstu bije magia :) Świat dziko pędzi do przodu, dlatego dobrze jest czasem zatrzymać się i choćby powspominać. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńhttp://monikaolgaczyta.blogspot.com/
Dobrze powspominać i przypomnieć sobie, jak człowiek się potrafił cieszyć drobnostkami:) Pozdrawiam:)
UsuńChyba dobrze się czułaś w Swoim Dzieciństwie?:) Pięknie mieć takie wspomnienia i wspominać je z takim szacunkiem..
OdpowiedzUsuńMiałam szczęśliwe, spokojne dzieciństwo i dlatego chętnie wracam pamięcią do tych chwil. Pozdrawiam:)
UsuńWspomnienia z dawnych lat to zapisane karty naszej historii. Moje dzieci - już prawie dorosłe - uwielbiają je słuchać, zwłaszcza wieczorami, kiedy nie ma prądu. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA właśnie, gdy byłam dzieckiem, bardzo lubiłam gdy nie było prądu. Takie wieczory przy świeczce to była prawdziwa magia:)
UsuńTym postem przypomniałaś mi moje dzieciństwo.
OdpowiedzUsuńRozbite kolana i mały telewizorek ze zdjęciami za całe dwa złot. Lodowisko w parku i stare łyżwy, które były tak stare że wyginały się na wszystkie strony ale byłem dumny, że je miałem.
Rzeczkę w parku, która to była miejscem ciągłych morskich bitew między piratami i przepraw w nieznane. Mam to szczęście,że jeszcze mam rodziców i boje się jak to będzie kiedy przyjdzie taki czas że już nikt za mną nie stanie.
Pięknie piszesz.
Pozdrawiam.
za mną
Gdy byłam bardzo mała, to o taki telewizorek zrobiłam awanturę rodzicom pod kioskiem ruchu:)Dziękuję i pozdrawiam serdecznie:)
UsuńJak ja kocham czytać wspomnienia, a Ty tak cudnie piszesz, że chciałabym jeszcze i jeszcze...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło i zostaję u Ciebie na stałe, Agness:)
Serdeczne dzięki:)
UsuńFajne wspomnienia, fajnie tak usiąść i sobie podumać. Tak były zupełnie inne czasy niż teraz, miałyśmy inne zajęcia i szaleństwa :-) pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńZupełnie inne czasy, inne radości, inne marzenia:) Pozdrawiam cieplutko:)
UsuńNiezwykłe wspomnienia, mimo że takie zwyczajne, codzinne, piękne :) uściski
OdpowiedzUsuńdziękuję Małgosiu:)ściskam cieplutko:)
UsuńWspomnienia są cudowne. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzasem warto powspominać, przenieść się w magiczny świat dzieciństwa. Pozdrawiam :)
UsuńNasze dzieciństwo było zdecydowanie inne niż naszych dzieci, teraz wydaje mi się wręcz egzotyczne;)
OdpowiedzUsuńJa w pierwszej klasie poszłam z lekcji, bo ktoś mi powiedział, że jest odwołana. Pani nauczycielka wezwała moją mamę do szkoły i powiedziała, jej, że jestem bezczelna, bo kiedy spytała mnie dlaczego uciekłam z lekcji to odpowiedziałam jej, że wcale nie uciekałam tylko wolno szłam:))) A ja naprawdę wolno szłam;)
Pozdrawiam cieplutko:)
Masz rację, zupełnie inne. Zmienił się świat, szkoła, zmieniło się tak naprawdę wszystko.A Twoja pani nauczycielka pewnie chodziła szybko i nie znała się na wolnym chodzeniu:)Pozdrawiam serdecznie:)
UsuńTo także część mojego dzieciństwa...Jak pięknie o wszystkim napisałaś. Kochasz te swoje wspomnienia, mam podobne. Czsami myślę, że miałyśmy o wiele lepiej niż współczesne dzieci...Piękny refleksyjny post:) Dziękuję i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMam te same odczucia, mi też się wydaje, że moje dzieciństwo było lepsze niż dzieciństwo moich dzieci. Przede wszystkim było mniej nastawione na walkę, przepychanie się żeby zaistnieć, jakieś takie spokojniejsze. Było więcej czasu na zabawę i życie rodzinne.Dziękuję i ściskam mocno:)
Usuń