Ale jak już wygra tę malutką walkę z czymś, co się nazywa" nie chce mi się", to zazwyczaj nie żałuje, bo przecież warto.
W niedzielę od rana padało, wiedzieliśmy, że pogoda będzie kiepska, ale mimo to spakowaliśmy rowery i ruszyliśmy.
Jakoś tak mamy, że miejsca tego typu lubimy odwiedzać wtedy, gdy większość ludzi nie ma na to ochoty. No bo w taką pluchę komu by się chciało?
No chyba, że takim jak my:)
A w tym deszczu wszytko bardziej zielone, skały piękniejsze, bo obmyte z letniego kurzu. Owce na hali pasą się jak zawsze i wszystko jest tak jak powinno, albo jeszcze lepiej, tak bardziej prosto, bez tych tłumów co zazwyczaj tu można spotkać.
Z nieba sobie kapie, a my mijamy ludzi z plecakami i uśmiechem na twarzach. Dziwne, że nie przeszkadza im ten deszcz.
I nie sposób, nie uciąć krótkiej pogawędki z parą, która na widok roweru z trzema kołami przystaje zdziwiona i po prostu pyta, czy damy radę podjechać do schroniska, bo tam przecież wielkie błoto i śliskie kamienie.
I nie sposób nie uśmiechnąć się na widok dwóch młodych kobiet, które ubrane w peleryny, z wielkimi plecakami na plecach, idą śpiewając piosenkę. Chyba to Ich metoda na zaklinanie pogody:)
I od razu weselej na widok małżeństwa z dziećmi. Jedno, najmłodsze, szczelnie owinięte w płaszcz przeciwdeszczowy, jeszcze ze smokiem w buzi, drepcze zadowolone.
I pewnie ten deszcze wcale maluchowi nie zaszkodzi, a świeże powietrze tylko wzmocni jego organizm.
Codzienność została w domu. Pralka, zmywarka, niepomalowana ściana, nieugotowany obiad, jakieś głupie przepychanki "o nic" nie mają znaczenia. Przez moment liczy się tylko " tu i teraz".
I odpowiadam na te pozdrowienia obcych ludzi, przemoczonych do suchej nitki i wiem, że są tu z tego samego powodu co my: żeby się na chwilę zatrzymać, złapać oddech i otworzyć szeroko oczy.
Taki zastrzyk potrzebny dla równowagi duszy, a i ciało przy okazji też przecież coś zyska.
A w poniedziałek, po pracy kilka kilometrów w Dolinie Zimnika u podnóża Skrzycznego /tym razem już w słońcu/.
No bo wakacje, a w wakacje nie można "marnować" całego czasu na rzeczy codzienne.
I nawet gdy nie mamy akurat urlopu, to wykradamy chwile na drobne przyjemności, bo w lato musi być ich więcej:)
Tylko moja młodsza córka trochę niezadowolona, bo ostatnim razem to i żmije widzieliśmy po drodze i padalca, i salamandrę, a tym razem wszystko się pochowało.
No nic, może jutro jakieś atrakcje:)
Jakże mi potrzeba dzisiaj Wasze energii. U nas wietrznie, pada , spać się chce, piję kawkę, bo wnusio za wcześnie nas obudził. Jego rodzice na Wczasach. Czy nie siedzą w taka pogodę pod kołdrą? Muszę sie napatrzeć na te piękne Wasze fotki i ukraść trochę tego Waszego wigoru. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńUwierz mi, że czasem nam też się nie chce i zostajemy na tej przysłowiowej kanapie popijając cieplutką herbatkę:) Bywa tak, że organizm domaga się odpoczynku i trzeba po prostu odpocząć. Pozdrawiam cieplutko:)
UsuńPrawdziwi z Was twardziele. U nas właśnie wisi granatowa chmura, a ja zastanawiam się czy gdzieś pojechać, czy przerobić te masę owoców, którą kupiłam.
OdpowiedzUsuńOwoce trzeba przerobić, bo przecież nie mogą się zmarnować. Rower poczeka:)
UsuńAleż pięknie :) masz rację, nie ma znaczenia to, co nie jest aż tak ważne, jak wspólnie spędzony czas w drodze... Natura absolutnie przebija wszystko :*
OdpowiedzUsuńZgadzam się absolutnie, że natura przebija wszystko. Nic mi takiej frajdy nie sprawia jak kontakt z nią:)
UsuńJak ja uwielbiam takie wycieczki rowerowe. Jedna z przyjemniejszych form spędzania wolnego czasu na świeżym powietrzu w gronie najbliższych. Trzeba wykorzystać i wyssać z lata co najpiękniejsze ;) kanapę i leniuchowanie na niej lepiej zostawić sobie na zimowe wieczory ;) Chociaż i wtedy da się ją fajnie zamienić ;)
OdpowiedzUsuńCzasem i kanapa potrzebna, ale szkoda lata. U nas takie krótkie i do tego zazwyczaj kapryśne.
UsuńUwielbiam jeździć na rowerze i bardzo lubię się czasami ruszyć. Też tak mam, że są sytuacje kiedy siedzę na kanapie, ale teraz latem chcę się wyjść. Piękne zdjęcia i piękne miejsca i wy tacy uśmiechnięci :-)
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję:)
UsuńWspaniałe zdjęcia... te z mgłą na drugim planie - po prostu bajkowe, dobrej nocy. Ala
OdpowiedzUsuńoj kochani jak wam mocno zazdroszczę tych widoków:) kocham góry, mój dziadek pochodzi z gór wiec może po małej części jestem góralką:)) bardzo je kocham, a tak rzadko jeździmy;/musimy to zmienić koniecznie!!!!!! pozdrawiam gorąco
OdpowiedzUsuńPewnie bym sie na was natknela, kiedys..
OdpowiedzUsuńKazdy weekend spedzalam w gorach. To se ne wrati.
Piekne zdjecia.
Wspaniała wycieczka, nawet w takim deszczu wszystko wygląda cudnie.Zazdraszczam Wam takiego miejsca, ale cieszę się też z tego co mam :-) Ja wczoraj mimo deszczu poszłam z psem na dłuższy spacerek, nawet udałyśmy się dalej niż planowałam i nie żałuję, bo było super :-) Najlepsze są takie spontany, bo jak coś się planuje, to czasami nie wychodzi.Życzę wielu spaniałych wedrówek i energii na nie ;-) Pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńWspaniale :-))
OdpowiedzUsuń